38. PPA: Szałowy Jamie Cullum! [ZOBACZ]

Radio RAM | Utworzono: 26.03.2017, 13:26
A|A|A

fot. BTW PHOTOGRAPHERS

Czego nie robił Jamie Cullum sobotniego wieczoru w Teatrze Muzycznym Capitol. Fizycznie, wokalne i instrumentalnie. Krótką chwilę zajęło mu zdobycie publiczności, po kilkunastu minutach tłum już był pod sceną, robiąc wszystko, czego artysta chciał. Od klaskania przez śpiew po skakanie w rytm muzyki wcale nie pod tzw. publiczkę. O takich owacjach i takiej satysfakcji widzów marzy każdy dyrektor programowy festiwali, Cezaremu Studniakowi spełniło się to marzenie już na starcie tegorocznej edycji. Bezpretensjonalny, na wysokim poziomie muzycznej sztuki, popis Culluma i jego zespołu przeszedł do przeglądowej historii. A przy okazji dowiedzieliśmy się, że muzyk uwielbia polskie kino, bywał na wykładach w łódzkiej Filmówce, jego babcia pochodziła z Prus, obszaru dzisiejszej Polski. (Grzegorz Chojnowski, RWK)



Niesiony atmosferą na koniec koncertu Jamie Cullum improwizował układając piosenkę o Wrocławiu. Śpiewał, że nie jest łatwo wymyślić słowa, ale kogo obchodzi rym, skoro on już nas kocha... Wyraźnie zadowolony, podekscytowany energią tego wieczoru, żegnając się z publicznością wołał: do zobaczenia wkrótce! Oby ta obietnica się spełniła. W miłość Jamiego nie ma co wątpić, miał prawo się zakochać, po takim przyjęciu, gdy publiczność pięknie z nim śpiewała, tańczyła, skakała, klaskała i genialnie reagowała na muzyczną ucztę! Jakie to szczęście, że mieliśmy do czynienia z miłością w pełni odwzajemnioną! (Monika Jaworska, RAM)

TUTAJ POSŁUCHAJ ROZMOWY Z MUZYKIEM

Jamie Cullum  Długo nie zapomnę tego wieczoru !!!:) Zaśpiewał przez moment tylko dla mnie.. (...wymowna końcówka bridge'a w Love for sale...) skąd wiedział, że będę siedzieć w 8 rzędzie??? Nie wiem, ale wiem że było wyjątkowo i wiem, że to było niesamowite tak jak niesamowity był cały jego koncert! Człowiek o wyjątkowej energii, charyźmie, luzie, muzykalności, talencie, którym obdarza wszystkich po równo, bezkompromisowo... Człowiek Muzyka!!! I wcale nie jest twenty something... (Katarzyna Mirowska)


Jeden z najlepszych koncertów w moim krótkim życiu :) świetna zabawa bez zbędnej napinki. Mega profesjonalny, przesympatyczny gość, momentalnie potrafił spowodować, że wszyscy poczuli się, jakby uczestniczyli w kameralnej imprezie klubowej... (Krzysztof Pełech)

Wciąż nie ochłonęłam po sobotnim koncercie Jamie Cullum. I ochłonąć nie chcę...
Już od kilku osób (dobrze - kobiet ) słyszałam, że podczas koncertu Jamie śpiewał tylko dla nich. A właśnie, że nie, bo dla mnie Dowód? Proszę bardzo: jeszcze przed rozpoczęciem koncertu zastanawiałam się jakim cudem przy jego muzyce usiedzę na capitolnym fotelu w ostatnim rzędzie. Nie musiałam długo czekać, bo czytając w moich myślach Jamie zaprosił mnie (niech będzie, że resztę publiczności również) pod scenę. I to na moim ulubionym utworze z jego ostatniej płyty. Przypadek? Nie sądzę. Zwłaszcza, że kilka chwil wcześniej stał cztery krzesła dalej i zaśpiewał świetny cover mojej ostatnio ulubionej piosenki do tańca - Shape of you, Eda Sheerana. Tym razem w pierwszym rzędzie (ostatni będą pierwszymi) bawiłam się już do końca koncertu. 160 centymetrów talentu, charyzmy i niesamowitego uroku zawładnęło moimi uszami, oczami i sercem. Scena należała do niego, publiczność jadła mu z ręki. To jeden z tych artystów, którego płyt cudownie się słucha, ale zobaczyć go na żywo, to przeżycie niemal mistyczne. Improwizacje jazzowe przeplatane beatboxem, tanecznym swingiem, śpiewem publiczności, opowieściami o polskim kinie. Było P.I.Ę.K.N.I.E. Jamie obiecał, że do Wrocławia wróci i ja od soboty kurczowo się tej myśli trzymam. (Anna Wajs)

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować