Will Smith oraz Mark Manson "Will" [POSŁUCHAJ]
Na okładce tytuł i twarz rozpoznawalna na całej Ziemi. Will. Will to nie tylko imię, a właściwie zdrobnienie od imienia, pod którym zna go cały świat. Will to po angielsku "wola" i wola rozumiania jako jasne wyznaczenie sobie celu i realizowanie go z żelazną konsekwencją jest bardzo istotna dla bohatera, a zarazem autora książki.
Autobiografia Willa Smitha ukazała się równocześnie na całym świecie. Obecnie jest numerem jeden w amerykańskim Amazonie i można ja kupić we wszystkich naszych księgarniach. Współautorem jest Mark Manson, autor tłumaczony na ponad 50 języków i właściciel jednej z najpopularniejszych stron internetowych o rozwoju osobistym.
No właśnie - autobiografia Willa Smitha to przede wszystkim opowieść o rozwoju. Psychicznym, duchowym, o zmianie systemu wartości. Na relacjach z rodziną, przyjaciółmi, kobietami. Czytając podejrzewa się, w których momentach swoje, zresztą bardzo ciekawe, trzy grosze dorzuca Mark Manson komentując kolejne etapy w rozwoju Willa. Określenia "książka o rozwoju osobistym i woli" mogą kojarzyć się dość scholarsko i nudnawo, zatem, żeby nie było wątpliwości, od razu dodam - czyta się znakomicie. Pasjonująca historia, jeśli ktoś, podobnie jak ja, dokładnie nie zna biografii Willa Smitha, nie raz będzie zaskoczony. Wydarzenia śmieszne i dramatyczne przeplatają się, jak to w życiu, nie raz się uśmiechniemy, ale też nie zawsze będziemy stać po stronie brutalnie szczerego autora opowieści.
Najbardziej zaskakuje jednak fakt, że wyobrażenie, z jakim kupuję się książkę i jej zawartość nie w pełni ze sobą korespondują.
No bo tak: co pierwsze przychodzi komuś do głowy, kiedy myśli Will Smith?
Wiadomo, cool gay. Hommie. Człowiek uśmiechnięty, wyluzowany, wiecznie żartujący, tu zaśpiewa, tu uratuje świat przed nie do końca przerażającymi potworami. No i zagrał Muhamamada Alego, a potem jeszcze wystąpił w kilku poważniejszych produkcjach. No i oczywiście teraz w filmie "Król Roger" gra papę Willimas, ojca Venus i Sereny.
Tymczasem z kariery filmowej Smith skupia się w swojej opowieści na telewizyjnych początkach i serialu "Bajer z Bel Air", potem szczegółowo opisuje tylko pracę na planie Alego. Nie dowiadujemy się, jak dobrze bawił się na planie "Hitcha", czy trudno się grało mając za partnera na planie mówiącego psa i wszystkie potwory z "Men In Black", ba, w całej książce nazwisko Tommy Lee Jones nie pada ani razu, nie wspominając Evy Mendez, Gene Hackmana, Margot Robbie, Tony'ego Scotta, Rosario Dawson czy Woody Harrelsona, że wymienię tylko kilka znanych osób, z którymi współpracował.
Tytuły filmów, owszem są, ale głównie po to, żeby zaznaczyć, że Will Smith ma na swoim koncie niesamowitą serię 8 filmów, z których każdy zarobił ponad 100 milionów dolarów - wyczyn, jakim nie może pochwalić się żaden inny aktor.
Dużo więcej dowiadujemy się o karierze muzycznej przede wszystkim Fresh Prince'a ( przypomnę, że pod takim pseudonim występował początkowo publicznie ), albumom Willa Smitha nie poświęcono już zbyt wiele miejsca. Za to narodziny hip hopu opisane są tu pasjonująco, od dja, który zapętla instrumentalny kawałek utwory wyczarowując zupełnie nowe utwory po MC, który swoją nawijką uzupełnia pustą dźwiękowo przestrzeń. Warto przypomnieć przy okazji, że właśnie Jazzy Jeff & Fresh Prince byli pierwszymi laureatami statuetki Grammy w dziedzinie hip hopu.
Wreszcie luz i bycie cool bohatera książki. I tutaj zdziwienie - okazuje się, że w dzieciństwie wymyślił sobie taki sposób funkcjonowania wśród ludzi jako tarczę ochronną, żeby dogadywać się z własnym ojcem czy kolegami ze szkoły. Spojleruję trochę, ale tylko trochę, bo o przyjęciu takiej postawy mowa już na pierwszych kartach książki.
Surowy etos pracy wpojony przez ojca przejmie Will. Jego wszystkie sukcesy opisane są jako okupione nierzadko morderczą pracą realizowanie założonego celu - bycie największą gwiazdą na świecie. To chyba największe zaskoczenie w tej opowieści.
Wreszcie relacje z ludźmi. Tutaj kilka razy trudno być po stronie bohatera. I co najdziwniejsze - mam wrażenie, że autor - jakby nie było ta sama osoba co bohater - kiedy usprawiedliwia głupotę i arogancję 20-latka - jest ok, ale kiedy tą samą miarą mierzy dojrzałego już mężczyznę - wywołuje to zadumę.
Jeszcze raz podkreślę - czyta się znakomicie. Ale po lekturze mam wrażenie, że lubię Willa Smitha chyba odrobinę mniej.
Ale po skończeniu czytania odpaliłem "Facetów w czerni". Widocznie tak być musiało.