„Musimy zapytać sami siebie, czy mamy jaja do koszykówki”

Bartosz Tomczak, PP/PAP | Utworzono: 25.10.2023, 22:55 | Zmodyfikowano: 25.10.2023, 22:55
A|A|A

fot. Bartosz Tomczak

- Musimy zapytać sami siebie czy mamy jaja do koszykówki, czy będziemy oddawać każdy mecz, tak jak oddaliśmy ten - mówił Jakub Nizioł:

- Na Orliku popełnisz 21 strat i nie wygrasz meczu. Szczególnie w drugiej połowie było dużo prostych, dziecinnych strat. Na tym poziomie to jest niedopuszczalne - mówił Łukasz Kolenda:

Kibice we Wrocławiu przed meczem z Arisem bardziej żyli dziwną historią związaną z Frankiem Ferrarim niż kolejnym pucharowym spotkaniem. Amerykański rozgrywający 15 października został oficjalnie zawodnikiem Śląska, zagrał w ostatni weekend przeciwko Anwilowi Włocławek, a następnie w poniedziałek nie stawił się na treningu i przekazał, że… kończy karierę. Klub z Wrocławia poinformował, że jest w kontakcie z agencją zawodnika i pracuje nad rozwiązaniem zaistniałej sytuacji.

Mecz dostarczył kibicom Śląska znacznie więcej pozytywnych emocji, chociaż początek wskazywał, że może to być jednostronne widowisko. Kiedy Hassani Gravett trafił z dystansu, gospodarze objęli prowadzenie 3:2, ale kolejne minuty należały do Arisu, który na cztery minuty przed końcem pierwszej kwarty prowadził 18:9.
Od tego momentu przewaga Greków przestała rosnąć, a z czasem Śląsk zaczął odrabiać straty, aby na początku drugiej kwarty po trzypunktowej akcji Arcioma Parachouskiego (2+1) wyjść na prowadzenie 25:24.

Kolejne fragmenty meczu były wyrównane i raz jeden zespół wychodził na prowadzenie, raz drugi. Po siedmiu minutach to wicemistrzowie Polski prowadzili 39:35, ale do końca kwarty zdołali zdobyć tylko dwa punkty i w połowie spotkania przegrywali 42:43.

W trzeciej odsłonie długo trwała wyrównana walka, ale cały czas utrzymywała się kilkupunktowa przewaga przyjezdnych. Na dwie minuty przed końcem trafił Mikołaj Adamczak i było 50:55. Ostatnie 120 sekund wrocławianie przegrali 2:6 i na decydującą kwartę wychodzili ze stratą już dziewięciu "oczek" (52:61).

W niej przewaga Arisu nie malała, ale też długo nie rosła, co dawało szansę wrocławianom na korzystny wynik. Tak było do stanu 57:66. Później przez blisko cztery minuty wicemistrzowie Polski nie potrafili oddać celnego rzutu, a gdy czarną serię przełamał w końcu Aleksander Wiśniewski, było już 59:73. Do końca pozostawały niespełna trzy minuty i Grecy nie dali już sobie wydrzeć zwycięstwa.

Śląsk po czterech kolejkach zmagań w Pucharze Europy nad pozostaje bez wygranej i zajmuje ostatnie, 10. miejsce w tabeli swojej grupy.

Śląsk Wrocław – Aris Midea Saloniki 63:80 (16:22, 26:21, 10:18, 11:19)

Śląsk: Hassani Gravett 11, Arciom Parachouski 11, Dusan Miletic 10, Saulius Kulvietis 6, Aleksander Wiśniewski 6, Mateusz Zębski 6, Mikołaj Adamczak 4, Jakub Nizioł 4, Łukasz Kolenda 3, Jamoda Bryant 2, Kuba Piśla 0, Daniel Gołębiowski 0.

Aris: Roberto Gallinat 23, Marcus Carr 18, Ronnie Harrell 10, Silvio De Sousa 8, Kristeon Bankston 7, Surtan Sanogo 6, Eleftherios Bochoridis 3, Diamantis Slaftsakis 2, Dimitris Katsivelis 2, Vassilis Toliopoulos 1, Georgios Fillios 0, Nikolaos Persidis 0.
 

Element Serwisów Informacyjnych PAP
REKLAMA

To może Cię zainteresować