Złota dziesiątka Jana Pelczara na 24. mBank Nowe Horyzonty

Jan Pelczar | Utworzono: 11.07.2024, 03:16 | Zmodyfikowano: 11.07.2024, 03:16
A|A|A

zdj. mat.prasowe

1. The Outrun, reż.  Nora Fingscheidt



Mój ulubiony film tegorocznego Berlinale. Adaptacja bestsellerowej i autobiograficznej książki. Najlepiej jednak nic o „The Outrun” przed seansem nie czytać. W Berlinie zdałem się na nazwiska: reżyserki Nory Fingscheidt, autorki m.in. genialnego „Błędu systemu”, oraz aktorki, jednej z najlepszych we współczesnym kinie, Saoirse Ronan. Nie zawiodłem się. Gdybym jednak próbował streścić fabułę, wzruszylibyście ramionami. Ile razy oglądaliśmy takie z życia wzięte dramaty. I w jakże rozmaitych okolicznościach przyrody, więc osadzenie „The Outrun” na odciętym od świata szkockim archipelagu też nie zrobiłoby wrażenia. Najważniejsze, że sam seans robi wrażenie piorunujące. „The Outrun” ma coś z najpiękniejszych cech kina – możemy obejrzeć film na jeden z odwiecznych tematów, a i tak przeżyć katharsis, dzięki genialnemu operowaniu formą, przekonującym kreacjom, niezapomnianym scenom oraz wielu drobnym szczegółom, które budują indywidualne przeżycia w uniwersalnych historiach.

2. Love Lies Bleeding, reż. Rose Glass

To będzie hit festiwalu. Kultowa esencja nocnego szaleństwa. Thelma i Luiza na sterydach. Tak mogę zareklamować nowy film Rose Glass, reżyserki „Saint Maud”, z wartym odnotowania udziałem Weroniki Tofilskiej (współautorka „Reniferka”, tegorocznego przeboju Netflixa przyjedzie do Wrocławia!) jako scenarzystki i kolejną bezkompromisową kreacją Kirsten Stewart. Nie tylko gwiazda w tym filmie błyszczy. Konwencja i stylizacja z konkretnej epoki też robią swoje, ale najważniejsza jest nieposkromiona wyobraźnia. I siła, z jaką bohaterki rozprawiają się z patriarchalnymi karykaturami i demonami. Iskrzy między kulturystką Jackie (Katy O’Brian kojarzy widownia „The Mandalorian”, a równolegle z festiwalem podziwiać ją będzie można w katastroficznym „Twisters) i zarządzającą siłownią Lou (Stewart). Odłamkami dostają Ed Harris i Dave Franco , którzy spisują się na drugim planie jak trzeba.



3. Kąpiel diabła, reż. Veronika Franz, Severin Fialla

Na podium jeszcze film, któremu na tegorocznym Berlinale dałbym Złotego Niedźwiedzia. A dostał Srebrnego, za zdjęcia Martina Gschlachta. Dzieło doskonale znanego nowohoryzontowej publiczności duetu („Goodnight Mommy”, „Fieldguide to Evil”, „The Lodge”) jest, jak wszystkie ich produkcje, bezkompromisowe. Klimatem przypominała mi „Kąpiel diabła” mroczniejszą „Białą wstążkę” Michaela Haneke. Jest zresztą scena wszywania sobie pod skórę czarnej nitki. Jesteśmy w Austrii pod koniec osiemnastego wieku. Główna bohaterka wychodzi za mąż za hodowcę karpi. Przemierzamy jej codzienność, zgłębiamy rytuały i czujemy ogromne napięcie, które tętni pod spodem. Jawą rządzi potężny sen o moralnym ładzie i religijnych obowiązkach. Zbiera on okrutne żniwo, którego w trakcie seansu najlepiej się dopiero domyślać, żeby po filmie móc o nim jak najciekawiej dyskutować. Problemem „Kąpieli” może być moment, w którym większość widzów już przed seansem będzie znała temat z już opublikowanych dyskusji i recenzji. Na Nowych Horyzontach możecie jeszcze tego uniknąć.

4. Dziewczyna z igłą, reż. Magnus von Horn

Tematycznie z „Kąpielą diabła” związana jest „Dziewczyna z igłą”, ale rekomendując seans zamknięcia tegorocznego festiwalu wolę skupić się na rodowodzie filmu. Dolnośląska koprodukcja w konkursie głównym w Cannes to prawdopodobnie w naszym regionie kinowe wydarzenie roku. Polska premiera filmu Magnusa von Horna na zwieńczenie Nowych Horyzontów będzie więc rodzajem święta. Dostaniemy też podróż do Kopenhagi z 1919 roku, gdzie spotkamy młodą robotnicę, pozbawioną pracy, ciężarną. Obserwujemy jej drogę do miejscowego podziemia adopcyjnego. W głównej roli Vic Carmen Sonne, aktorka, którą oklaskiwaliśmy już we Wrocławiu za główną rolę w niegdysiejszym festiwalowym zwycięzcy – „Holiday” Isabeli Eklof. Gra u boku legendy duńskiego aktorstwa – Trine Dyrholm, przed kilku laty wspaniałej „Królowej kier”. Na stronie Radia RAM ciągle możecie posłuchać rozmowy z Sonne, nagranej na Berlinale, już po sukcesie „Holiday” we Wrocławiu.

 

5. Ja, kapitan, reż. Matteo Garrone

Są takie filmy, które trudno znieść emocjonalnie do tego stopnia, że nasz organizm reaguje fizycznym bólem lub co najmniej podwyższonym tętnem. Nominowany do Oscara film Matteo Garrone musiałem właśnie w taki sposób odreagować. Są w przedstawionej tu epopei migrantów sceny, podczas których nie sposób nie kibicować i sceny, których nie chciałoby się nigdy zobaczyć. Ale odzobaczyć się nie da. Nie da się też nie dojść do wniosku, że w kinie łatwo jest kibicować, ale w życiu codziennym raczej odwracamy głowę. Współczesna „Odyseja” o dwóch chłopcach z Dakaru, którzy chcą znaleźć się w Europie, będzie o nas świadczyć przez długie lata.

6. Rodzaje życzliwości, reż. Yorgos Lanthimos

„Biedne istoty” będą prawdopodobnie najlepszym filmem roku. A już nie mogę się doczekać ponownego spotkania z kinem Yorgosa Lanthimosa. Aktorska nagroda w Cannes dla Jessego Plemmonsa tylko wzmaga apetyt. Długo nie będzie trzeba czekać, jedynie przetrwać ewentualne dłuższe przemowy, bo „Rodzaje życzliwości” są oficjalnym filmem otwarcia festiwalu.

7. Zła nie ma, reż. Ryûsuke Hamaguchi

Jeden z najlepszych seansów na Nowych Horyzontach w ostatnich latach? „Drive My Car”. Na kolejny film Ryûsuke Hamaguchiego idę więc w ciemno. I nie czytam za wiele o obrazie, który zdobył pięć nagród w Wenecji, bo ma być to pieczołowicie skonstruowana historia z tajemnicą ukrytą w ramach eko-thrillera.

8. Moje ulubione ciasto, reż. Maryam Moghaddam, Behtash Sanaeeha oraz kolejne tytuły Berlinale

Brakuje wam na NH kina, które krzepi? Cieszycie się na seansach wraz z całą salą, trzęsącą się w posadach ze śmiechu? I za nic macie marudzenia filmoznawców, że „dla kina środka są inne festiwale”, a „po farsy to się chodzi do teatru”? Powinniście zaczerpnąć oddechu na „Moim ulubionym cieście”, które nie stroni od poczucia humoru i porządnej porcji kinowej rozrywki opartej na dwóch doskonałych kreacjach aktorskich oraz czarnej komedii przypadków. To było jedno z pozytywnych oczarowań tegorocznego Berlinale (Nagroda Fipresci i Jury Ekumenicznego) i stawiam irański komediodramat, zadedykowany protestującym w tym kraju kobietom, zdecydowanie wyżej od wielu przereklamowanych i głośniejszych tytułów, które zawędrowały na wrocławski festiwal dzięki selekcji z niemieckiej stolicy. O nich poniżej.

Odradzam szczególnie „A Different Man”, film pełen dziur logicznych w scenariuszu oraz nieznośnie pretensjonalny „Apetyt na więcej”. Z kolei na "Sasquatch Sunset" braci Zelner po prostu się wynudziłem. Warto natomiast zaufać Złotemu Niedźwiedziowi. Nie tylko dlatego, że „Dahomej” trwa ledwie godzinę, a w sercu drugiej części seansu umieszcza audycję radiową. Recenzja stworzona na okazję przedpremierowych, przedfestiwalowych pokazów do znalezienia tutaj.

Z dokumentów polecam także "Koty z Gokogu" z kolejną społeczną obserwacją od Kazushiro Sody. Nie zawodzi także Hong Sang-soo z absurdalną momentami "Potrzebą podróży" i świetną Isabelle Huppert.   

Wśród konkursowych propozycji przywiezionych z Berlinale nie jestem fanem "Ivo", natomiast do nagrody typowałbym "Pepe". Brawurowa narracja prowadzona przez hipopotama, który został wywieziony na farmę Pablo Escobara. Momentami przekombinowane, ale odważne i zdecydowanie nowohoryzontowe, a z pewnością niezapomniane, z cyklu: "tego jeszcze nie widzieliście". Sam nadrabiać będę po Berlinale "Sex", pokazywany w trzymającej poziom sekcji "Oslo/Reykjavik", jeden z filmów, który w lutym zbierał po festiwalowej premierze doskonałe recenzje. 

A jeśli szukacie seansów dla widowni nastoletniej, polecam „Język obcy”. Może od filmu pachnie na kilometr skrojonym pod festiwale „problemowym art-housem”, ale jest on świetnie zagrany, sprawnie napisany i niezwykle ciekawi mnie, jak odbiorą ten film rówieśnicy głównych bohaterek.

9. Mizerykordia, reż. Alain Guiraudie

Są takie odkrycia, które ściśle kojarzą się z daną imprezą. Alain Guiraudie należy do odkryć nowohoryzontowych od czasu „Nieznajomego nad jeziorem”. W czwartym jego filmie, który trafia do Wrocławia festiwalowy opis zaczyna już przypominać te dumontowskie (Bruno Dumont z odjechanym seansem też się na NH pojawi, ale „Imperium” jest już chyba tylko dla koneserów). Można z niego wyczytać także ciekawy fakt: autorką zdjęć do „Mizerykordii” jest operatorka „Portretu kobiety w ogniu” – Claire Mathon. Rekomendacja najwyższej próby.

10. Drzewa milczą, reż. Agnieszka Zwiefka; Simona Kossak, reż. Adrian Panek

Wrocławska reżyserka dokumentem o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej wygrała prestiżowy festiwal w Krakowie, a premierę w rodzinnym mieście wkleiła w tournée po światowych przeglądach. Agnieszce Zwiefce kibicujemy w Radiu RAM od lat, rozmawialiśmy też tuż po pierwszych laurach za „Drzewa milczą”, naturalnie więc popędzimy większą ekipą na wrocławską premierę. Adrian Panek też ma w RAM spory fan-club. Kibicowaliśmy mu nie tylko przy artystycznych sukcesach „Daas” i „Wilkołaka”, ale także, gdy poszedł drogą komercyjnych produkcji dla Netflixa. Teraz jednak oczekiwanie jest podwójne, bo reżyser z Wrocławia opowiada o postaci szczególnej. Simona Kossak jest nieprzypadkowo matronką jednej z wrocławskich szkół. Outsiderka z artystycznej rodziny i jej życie w Białowieży, starcie z przyrodniczym patriarchatem. Na Nowych Horyzontach światowa premiera. Zobaczymy Sandrę Drzymalską i Jakuba Gierszała w głównych rolach, a w ważnych dla wrocławskiej publiczności kreacjach, Hanny i Antoniego Gucwińskich, Olgę Bołądź i Dariusza Chojnackiego.

REKLAMA

To może Cię zainteresować