Złota dziesiątka po 25. Nowych Horyzontach. Na które kinowe premiery warto czekać?

Mateusz Łapot | Utworzono: 01.08.2025, 11:07 | Zmodyfikowano: 01.08.2025, 11:07
A|A|A

1. „Sny o miłości”, reż. Dag Johan Haugerud

Love story, które zachwyca prostotą i szczerością. Nie sądziłem, że filmowi Daga Johana Haugeruda uda się utrzymać pierwsze miejsce przyznane w złotej dziesiątce sprzed festiwalu. Przecież na pierwszy rzut oka to prosta historia. Pierwsza miłość, trochę nastoletniego overthinkingu, literacka narracja. Z czasem okazuje się też dyskusją o relatywizmie - czy skoro tylko my przeżywamy nasze emocje, to czynie je to mniej istotnymi? Potem film to też wzruszający portret międzypokoleniowych emocji. A na końcu orientujemy się, że „Sny o miłości” jak pierwsze obiekty westchnień, stale wracają w naszych myślach oraz pozostają z nami w melancholijnych rozmowach, subtelnych obrazach i otulającym klimacie aż do końca festiwalu.

Premiera w kinach 14 listopada, dystrybutorem jest Stowarzyszenie Nowe Horyzonty.

2. „Tajny agent”, reż. Kleber Mendonça Filho

Brazylia, rok 1977. Polityczne układy i korupcja zderzają się z fascynacją „Szczękami”, notką prasową o nodze, która atakuje ludzi i hitami Donny Summer. Thriller miesza się z nostalgią. Film, który Kleberowi Mendonçy Filho zapewnił canneńską nagrodę za reżyserię to nieustanne gubienie tropów, miszmasz tematów oraz arcysprawne przeplatanie gatunków. Pod kinofilską zabawą i wspomnieniami z dzieciństwa kryje się jednak komentarz współczesnej brazylijskiej rzeczywistości i refleksja - dlaczego tak trudno jest nam pamiętać?

„Tajny agent” trafi do kin za sprawą Gutek Film, nie znamy daty premiery.

3. „Left - Handed Girl”, reż. Shih-Ching Tsou

To w jaki sposób Shih-Ching Tsou patrzy na świat, jest aż wzruszające. Ma w sobie czułość, by łagodnie podejść do każdego bohatera i bohaterki. Uważność, dzięki której trafnie opisuje klasę średnią i patriarchat. I cudowny, rozczulający zachwyt codziennością. Dzięki temu w teoretycznie prostej historii o rodzinie i trzech pokoleniach kobiet, udaje jej się zawrzeć całe spektrum emocji i tematów. „Left - Handed Girl” to mieniący się barwami kalejdoskop - wizualny, ale i metaforyczny - po którym gdy ustaną łzy, kupicie szybko bilety do Tajpej.

Polskim dystrybutorem filmu jest So Films, które nie ogłosiło jeszcze daty premiery.

4. „Popołudnia samotności”, reż. Albert Serra

Przed seansem naprawdę długo zastanawiałem się, czy iść na nowy film Alberta Serry. Dokument o korridzie odstraszał krytycznymi ocenami po festiwalu w Cannes i opiniami, że to trudne doświadczenie dla wrażliwych widzów. Bo czy można bez oceny pokazywać krzywdę zwierząt? Nie dajcie się oślepić medialnym szumem i nie wpadajcie w szał pochopnych ocen. Temat, który porusza reżyser, to tylko płachta. Tak naprawdę to opowieść o odchodzącej tradycji, szarej codzienności, kulturze macho, znudzeniu, które doprowadza do ryzykowania życiem oraz tytułowej samotności w tłumie pochlebców.

„Popołudnia samotności” nie mają jeszcze polskiego dystrybutora. 

5. „Hallow Road”, reż. Babak Anvari

Jest noc, dzwoni telefon. Rodzice w nerwach wsiadają do samochodu. Co się stało na tajemniczej drodze w środku lasu? Będziemy się dowiadywać przez następne 80 minut podczas emocjonującej jazda bez trzymanki na dwie osoby i głos z komórki. A na napisach będziemy siedzieć z otwartymi ustami i rozglądać się po sali z pytającym wzrokiem "czy tylko ja widziałem, to co widziałem?". Niepokojący klimat, perfekcyjnie skonstruowany scenariusz, wybitna gra aktorska. Powiem tylko tyle - przed seansem zapnijcie pasy.

Film nie czeka na polską dystrybucję.

6. „To był zwykły przypadek”, reż. Jafar Panahi

Jafar Panahi to od lat głośne nazwisko w świecie kina - nie tylko przez kinematografię, lecz także przez działalność polityczą. Reżyser, który walczy z irańską władzą, tworzy filmy na pograniczu fabuły i dokumentu. Zdobywca Złotego Lwa („Krąg”) i Złotego Niedźwiedzia („Taxi-Teheran”) w dziele, który nagrodzono Złotą Palmą zadziwia także balansem między tonami. Nie jestem w stanie ocenić, czy „To był zwykły przypadek” jest komedią czy thrillerem. Bez wątpienia to warty zobaczenia komentarz na temat nieodkupionych win i społecznych samosądów.

Aurora Films nie podało jeszcze informacji, kiedy tytuł pojawi się w repertuarach.

7. „Zmartwychwstanie”, reż. Bi Gan

Po tym filmie boję się nocy, gdy nic mi się nie śni. „Zmartwychwstanie” trudno opisać, bo to rzeczywiście trochę jak z opowiadaniem snów. Gubi się logika, historie przechodzą płynnie z jednej w drugą, ważniejsze od osi czasu są klimat i emocje. Tym samym Bi Gan stworzył oniryczny esej na temat historii kina, wielowarstwową opowieść o sztuce i kreatywności, mistrzowskim kunsztem w posługiwaniu się kamerą oddał hołd dziesiątej muzie. Film, po którym można siedzieć godzinami i niczym w senniku, odkrywać coraz to nowsze znaczenia i interpretacje.

Stowarzyszenie Nowe Horyzonty ogłosiło, że film trafi do kin w marcu 2026 r.

8. „Magiczna farma”, reż. Amalia Ulman

Bardzo dziwny feed na Tik-toku. Kamera umieszczona na brzuszku psa, ludzie w prezentowych kokardkach na głowie i Amerykanie mówiący łamanym hiszpańskim. Pomimo szalonego wizualnego storytellingu, nowy film Amalii Ulman pozostawia nas z poważnym pytaniem - czy na pewno skupiamy się na tym, co ważne? Co ciekawe, jako bohaterów, którzy w kolonizatorski sposób zakłócają naturalny rytm argentyńskiej wioski, osadza filmowców. „Magiczna farma” to przykład, że można zrobić film jednocześnie rozrywkowy, przytulny i refleksyjny.

Obecnie nie ma planów na polską dystrybucję filmu.

9. „Alpha”, reż Julia Ducournau

Najgorszy film Julii Ducournau? Po euforycznym szale, które wywołały „Mięso” „Titane” najnowsze dzieło francuskiej reżyserki zebrało sporo krytyki od publiczności z Cannes. „Alpha” może nie popada w takie szaleństwo jak jej wcześniejsze filmy. Ale w tym stonowaniu widzę cel. Historia o traumie, która niczym wirus może przez lata zatruwać psychikę, to moim zdaniem imponująca oraz zachęcająca do długiego odkodowywania po seansie metafora filmowa.

Dystrybutorem jest Velvet Spoon, które nie podało daty premiery.

10. „Together”, reż. Michael Shanks

Każdy z nas zna taką parę. Po zejściu się ze sobą nie odstępują się nawet na krok. Lubią to samo jedzenie, nagle dzielą hobby i nie mogą już jechać na weekendowy wypad, bo "dziubasek" ma inne plany. Michael Shanks bardzo dosłownie bierze motyw związków, które są jednością. Łączy ze sobą kochanków, ale i bawi się symetrią kadrów czy mixem konwencji flmowych. „Together” to przez to nie tylko udany, pomysłowy horror, lecz także samoświadoma komedia, którą z przyjemnością przeżywa się (nomen omen) wspólnie na sali kinowej.

Film za sprawą Monolith trafi do repertuarów kin już 22 sierpnia.

 
REKLAMA

To może Cię zainteresować