Dymisji w Teatrze Polskim na razie nie będzie

fot. YouTube
Odwołania nie będzie? Zarząd województwa nie zamierza pozbawiać funkcji dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu... przynajmniej na razie. Wczoraj radny PiS Roman Kowalczyk złożył interpelację do władz województwa - uważa, że Krzysztof Mieszkowski powinien zostać odwołany. Za - jak napisał - przemawiają: ostatnia głośna premiera i brak dyscypliny finansowej. Marszałek Cezary Przybylski mówi nam, że łączenie spraw artystycznych i finansowych to błąd. Do tego podkreśla, że w przyszłym roku będzie konkurs na stanowisko dyrektora:
Odpowiedź zarządu województwa, na interpelacje radnego PiS, mamy poznać jeszcze w tym tygodniu.
Według radnego PiS władze województwa mogą wrócić do uchwały sprzed dwóch lat, gdy wszczęto procedurę odwołania Krzysztofa Mieszkowskiego z funkcji dyrektora teatru. Przypominał też, że w międzyczasie powstało porozumienie na mocy którego szef placówki miał zrezygnować i objąć obowiązki dyrektora artystycznego. Tak się jednak nie stało, a - co przypomina Roman Kowalczyk - "zadłużenie teatru wzrosło".
"Odwołanie dyrektora teatru Polskiego od dawna lekceważącego dyscyplinę finansów publicznych, zalecenia i dyspozycje przełożonych, a także umowy i dżentelmeńskie ustalenia, byłoby dobrą decyzją. Byłby to ważny sygnał dla innych kierowników jednostek budżetowych oraz dowód, że władza istnieje, prawo obowiązuje a umów należy dotrzymywać" - napisał w interpelacji polityk PiS.
Według radnego teatr potrzebuje sprawnego i zapobiegliwego dyrektora - menadżera, który będzie rozumiał, że ma zwierzchników, że prawo obowiązuje wszystkich, który będzie szanował swoje słowa i swoje podpisy. Roman Kowalczyk kończy swoje pismo do zarządu województwa sugerując, że "Teatr Polski we Wrocławiu oprócz głównego szefa potrzebuje też zastępcy do spraw artystycznych, z niekwestionowanym dorobkiem, rozumiejącego, że wolność nie polega na quasi-pornograficznych spektaklach za pieniądze podatnika ani na eksponowaniu gmerania w majtkach na plakatach reklamujących przedstawienia Teatru Polskiego". Chodzi tu właśnie o spektakl "Śmierć i dziewczyna" reklamowany jako przedstawienie dla naprawdę dorosłych.