Udana Balladyna w Capitolu [RECENZJA]

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 12.02.2017, 01:15
A|A|A

To bardzo udane przedstawienie, najlepsze z wrocławskich spektakli Agnieszki Olsten, której twórczy świat zdążyliśmy tu trochę poznać. Od razu trzeba zwrócić uwagę na to, jak istotna w tej teatralnej układance jest plastyczno-audialna sfera (muzyka Kuby Suchara i scenografia plus kostiumy Olafa Brzeskiego, niepokojący otchłanny obraz Beaty Rojek), ale kluczowy dla sukcesu tego przedstawienia jest pomysł na główną postać, sam układ tekstu wieszcza (plus dodatki - uznanie dla reżyserki-scenarzystki, Tomasza Jękota, Sebastiana Majewskiego), no i Agnieszka Kwietniewska jako Balladyna.

Od startu jesteśmy w pałacu-nie pałacu, w siedzibie jakiegoś sztabu rządzącego. Stopniowo w ciągu spektaklu będą się stąd wykruszać, wychodzić kolejne osoby, liderzy, doradcy, by w końcu została ona - królowa. Ktoś tę piastowską koronę musi przejąć. Niechętnie, z ociąganiem, ale jednak. Co ciekawe, strój, w jakim Agnieszka Wielka Kwietniewska kończy spektakl, świetnie się nadaje na bankiet i wieczór we Wrocławiu 2017. Wystarczy tylko spodnie zamienić na sukienkę.

Jest bowiem w tej krwawej przywódczyni coś mocno kobiecego, coś, co uwodzi, i równocześnie pozwala chyba wierzyć, że po rozprawieniu się z wrogiem, nie stanie się bezwzględnym tyranem. Ale może to ledwie nadzieja głupiego i zauroczonego. Nie mogłaby rewolucyjnego zadania podjąć Goplana - całkiem naga pod niebieską farbą Justyna Antoniak. Jej obecność inspiruje, Goplana jest nieagresywna, artystowska, czarodziejska (i skuteczna).

Mężczyźni w tym świecie zaledwie próbują coś znaczyć. Miotają się w dziwnych rolach, zawsze w jakiś sposób sterowani, jak Kirkor (Adrian Kąca w zdyscyplinowanym barytonowym wydaniu operowym) przez trenerkę od fit-wokalu. Grabiec jest niby maczo, a naprawdę nieporadnie romantyczny (udana rola Konrada Imieli).

W ogóle same tu udane role, postaci nieoczywiste, spotykające się ni to w retrospekcji Balladynowej biografii, ni to w komunie odgrywającej Słowackie fabuły. Przekonuje i wyraźną kreską kreślona Alina Ewy Szlempo, i Popiel/Chochlik Artura Caturiana, milczący Fon Kostryn Błażeja Wójcika. Urzekają piosenki, w których wiele się dzieje, intryguje na żywo szkicujący Olaf Brzeski (...Wawel - duch narodu?), towarzyszący wydarzeniom. Pięknie wygląda, brzmi i wiele znaczy ostatnia sekwencja: gdy Kwietniewska mówi tekstem 'Uspokojenia' Słowackiego, Brzeski rysuje jej portret, fantastycznie dialogujący za moment ze sceną chrztu.

Nie jest to 'Balladyna' baśniowa, nie jest również ostentacyjnie brutalna. Nie zadowoli miłośników teatru lekturowego, ale powinna być świetnym punktem wyjścia do rozmowy z mądrymi licealistami. Ten pozornie afabularny performans przypomina kierunki, w jakich szedł jeszcze niedawno sąsiedni Teatr Polski. Poszukiwanie nowego języka dla klasycznych tekstów i historii jest teatru siłą i solą. Tak robili kiedyś i Swinarski, i Hanuszkiewicz. Agnieszka Olsten też szuka. Jest całkiem blisko, by znaleźć.

Ocena (0-6): 5.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI (Radio Wrocław Kultura)
...........................................
Juliusz Słowacki BALLADYNA, reż. A. Olsten, premiera w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu, Scena Ciśnień, 10.02.2017

REKLAMA

To może Cię zainteresować