Las 4 rano – wywiady i recenzja

Jan Pelczar | Utworzono: 18.01.2017, 14:33
A|A|A

Krzysztof Majchrzak to aktor bez którego film „Las 4 rano” nie mógłby powstać – powtarza to reżyser, przyznaje też odtwórca głównej roli, powracający na ekran po latach nieobecności. Majchrzak opowiedział nam o paradoksach, jakie towarzyszyły pracy nad filmem o próbach w nocy po całym dniu na planie. A także o swoim bohaterze, który dosłownie zakopuje się w lesie. Posłuchaj:

POSŁUCHAJ TEŻ ROZMOWY Z REŻYSEREM JANEM JAKUBEM KOLSKIM: TUTAJ.

LAS 4 RANO ****

Najbardziej osobisty film Jana Jakuba Kolskiego. Jednocześnie nie sam twórca, ani główny bohater mają tu być najważniejsi.

„Las 4 rano” to film dedykowany tragicznie zmarłej Zuzannie Kolskiej, córce reżysera i aktorki Grażyny Błęckiej-Kolskiej. Przez lata to pani Grażyna była muzą i odtwórczynią głównych ról w filmach reżysera „Pograbka”, czy „Pogrzebu kartofla”. Magiczna rzeczywistość prowincji i kina ustępowała z czasem, już po premierze „Historii kina w Popielawach”, miejsca bardziej wyrazistym środkom wyrazu. U Kolskiego do głosu dochodziła przemoc, nie tylko metaforyczna. I grubsza filmowa kreska. W przypadku „Lasu 4 rano” dołożyć trzeba paradoksy i opozycje – ostrze noża, po którym reżyser lubi się w ostatnich latach ślizgać.

Tym razem nie byłoby filmu bez Krzysztofa Majchrzaka. Aktor od lat nieobecny na ekranie, dał się namówić Kolskiemu na powrót, wiedząc, że tylko z nim na planie Kolski będzie czuł się na tyle bezpiecznie, by odsłonić to, co najbardziej intymne. W pierwszej części filmu trudno Majchrzaka zaakceptować w mocno przerysowanej roli macho – szefa korporacji. Ogląda wyścigi i samochodowe kraksy, wciąga narkotyki. Jednymi podwładnymi pomiata a z innymi współżyje w toalecie. Studzi się egzotycznym wachlarzem, jeździ motocyklem. To ucieleśnienie przesytu, a jednocześnie nieznośnie karykaturalny portret postaci, która uosabia zen i chaos w tym samym momencie.

Po męczącym wstępie następuje zasadnicza część filmu: główny bohater ucieka do lasu, zakopuje się w ziemi, mieszka w lepiance, staje się pustelnikiem i figurą człowieka podziemnego, jak z Dostojewskiego. Wreszcie dochodzi do głosu cisza. Mamy czas, by się zastanowić nad tym, co leśnego człowieka kształtuje. Przede wszystkim w kontaktach z dziewczyną, która uciekła z domu i też chowa się w lesie przed światem. To Marysia Blandzi miała najtrudniejszą rolę. To jej postać jest tu najważniejsza, chociaż skrzętnie zasypuje ją w scenariuszu męski świat szerokich gestów i budowania rzeczywistości. Refrenami są cytaty z Księgi Hioba, fabularnymi odskoczniami wątki kryminalny z gangsterami i melodramatyczny z przydrożną prostytutką. Żyjemy w tandetnym świecie, przypomina nam przez większą część filmu Kolski, ale daje nadzieję przebłyskami piękna, światłem, muzyką, naturą. Zrodzone z żałoby dzieło, niewolne od wad, pozwala się od czegoś odbić.

REKLAMA
To może Cię zainteresować