Wybawienie ****
W oryginale film nazywa się „Flaskenpost Fra P”, czyli „List w butelce od P”. I właśnie od wyłowienia na plaży listu w butelce zaczyna się akcja. To dla mnie zabawne: przy okazji poprzedniego filmu z serii pisałem w recenzji, że ekranowe adaptacje powieści Jussiego Adlera Olsena są najbliżej ideału, o którym marzą fani skandynawskich kryminałów, czyli „zabutelkowania atmosfery z kart powieści”. W przypadku „Wybawienia” znów się udało, zdecydowanie największa w tym zasługa autora zdjęć Johna Andreasa Andersena.
Odpowiednio oświetlone pejzaże – od żółtych pól po szary krajobraz nadmorski – lepiej oddają nastroje bohaterów niż jakiekolwiek dialogi. Szczególnie, że to w scenariuszu kryją się największe mielizny. Gdybyśmy zaczęli zadawać logiczne pytania:
jak to możliwe, że złoczyńcy udało się ukrywać swój proceder przez lata;
w jaki sposób osiągnął takie mistrzostwo kamuflażu;
gdzie zdobył trening godny tajnego agenta;
wtedy odsłonilibyśmy słabe punkty konstrukcji.
Dają one o sobie znać także w finale, ale w przypadku kryminału rozmowy o zakończeniu zostawmy na inną okazję.
Wróćmy do początku. Treść wyłowionego listu jest trudna do odczytania. Nie wiadomo, kiedy i skąd list nadano. Zawartość butelki trafia na biurka bohaterów, których znamy z „Kobiety w klatce” i „Zabójców bażantów”. Tym razem Carl Morg przechodzi kryzys, trzęsie się jak liść. To policjant po przejściach. Inicjatywę przejmuje jego asystent, Asad. Film na tym zyskuje, bo oszczędny w środkach wyrazu Fares Fares to aktor bardziej charyzmatyczny od Nikołaja Lie Kaasa. Odtwórca roli Carla nieco spłaszcza bohatera serii powieści Jussiego Adlera Olsena.
„Wybawienie”, poza warstwą kryminalną i społeczną, można traktować jak rozważania o potrzebie, poszukiwaniu, odzyskiwaniu wiary. To, co postrzegamy jako najbardziej irracjonalne, niepotrzebne, a wręcz szkodliwe, może nam nieoczekiwanie przyjść z pomocą. Taka jest wymowa filmu Hansa Petera Molanda.