Inwazja zbrojna to nie wszystko. W sieci na celowniku nie tylko Ukraina [POSŁUCHAJ]
zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Przed rosyjską dezinformacją ukierunkowaną na przedstawienie Ukrainy, jako strony atakującej ostrzega m.in. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Specjalny artykuł poświęcony fałszywym narracjom promowanym przez Rosję opublikował także Instytut Kościuszki. Krakowski ośrodek naukowo - badawczy, który w przeszłości współpracował z UE czy NATO, wskazuje na nieprawdziwe twierdzenia mówiące m.in. o tym, że rosyjskie działania to operacja pokojowa, a Rosjanie nie atakują celów cywilnych. O wysypie propagandy rosyjskiej informuje także Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych, który podał, że tylko w czwartek rano w polskiej sieci i mediach społecznościowych został przeprowadzony masowy atak dezinformacyjny na rzecz Rosji. Wcześniej, 21 i 22 lutego, pojawiło się 4,5 tys. wzmianek o charakterze prorosyjskim lub wspierającym działania Rosji wobec Ukrainy. - 90 proc. kont biorących w tym udział, wcześniej dystrybuowało treści sceptyczne wobec szczepień przeciwko COVID lub wprost negujące ich zasadność - informuje IBIMS. W naszym kraju obowiązuje obecnie trzeci stopień alarmowy CHARLIE-CRP, który w przypadku dalszej agresji może być podwyższony do czwartego, czyli ostatniego. Służby zapewniają, że monitorują działania kluczowych systemów i badają zagrożenia ataku cybernetycznego. Jakie czekają nas scenariusze i co możemy zrobić sami w walce z rosyjską dezinformacją? O tym rozmawiamy z Sylwią Czubkowską, dziennikarką specjalizującą się w temacie cyfryzacji, redaktor prowadzącą Magazyn Spider's Web+.
Czy ustawianie flagi ukraińskiej na zdjęciach profilowych w mediach społecznościowych ma sens?
To naturalne. Budzi się w nas potrzeba działania, bo w sytuacjach kryzysowych zawsze szukamy zaworu bezpieczeństwa, czyli czegoś, co możemy zrobić. Umieszczenie ukraińskiej flagi na zdjęciach profilowych nie zmieni sytuacji w Ukrainie, nie powstrzyma konfliktu, ale jest o tyle dobre i ważne, że pozwala chociaż częściowo rozładować emocje. A rozładowane emocje, chociaż częściowo uzewnętrznione, pozwalają nam trochę rozsądniej podejść do infodemii związanej m.in. z atakiem w Ukrainę. Bardzo ważną rzeczą jest to, żebyśmy się dokształcali. Jeżeli chcemy wiedzieć, co się dzieje w Ukrainie, to wiedzmy. Dowiedzmy się dokładnie - nie pobieżnie z postu influencera czy z tweetu polityka, ale z dobrych, specjalistycznych materiałów.
Co to znaczy dobre, specjalistyczne materiały?
Sprawdzone media, to sprawdzone media. Dziennikarze, oczywiście mogą się mylić i mylą się, ale mają warsztat nabywany latami, co więcej, w coraz większej liczbie redakcji są zespoły factcheckingowe, które sprawdzają, co jest faktem. Wprowadzono stanowiska fact-chekerów, bo tak wiele jest nieprawdy w naszej infosferze. Powinniśmy się przekonać, że warto wrócić do tradycyjnych mediów i ekspertów. Mamy świetne materiały od specjalistów z Ośrodka Studiów Wschodnich, Instytutu Kościuszki, Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych czy Demagoga, którzy tak jasno, jak tylko się da, tłumaczą sytuację.
Jakie przykłady rosyjskiej dezinformacji najbardziej cię uderzyły?
Najbardziej rzuciły mi się w oczy te, które dotyczą podkreślania, że to wszystko to jest wina Zachodu, i że Ukraina jest sztucznym państwem.
Napisałaś, że w obronie przed dezinformacją to ludzie są najsłabszym ogniwem.
To prawda. To nie jest tak, że są tworzone fałszywe teorie wysyłane w przestrzeń i to przestrzeń je roznosi. To my je roznosimy. "To wina zachodu, Stanów Zjednoczonych, NATO, Polski, tej zgniłej części zachodniej, która nie jest w stanie dobrze zarządzać sobą i prowadzi do konfliktów. Rosja nie jest agresorem, Rosja nigdy żadnej wojny nie wywołała, to były tylko wojny obronne, Rosja jest państwem świetnie zarządzanym, które występuje w obronie chrześcijaństwa i swoich obywateli, a Ukraina to sztuczny twór państwowy". Takich narracji jest więcej i one się regularnie powtarzają. Mogą się powtarzać i powtarzają, jako głosy polityków. A te głosy skądś się biorą. Nie oszukujmy się: duża część polityków mówi to, co chcieliby słyszeć ich wyborcy.
Eksperci mówią o dezinformacji na niespotykaną dotąd skalę.
Tak, ale działania dezinformacyjne Rosji nie zaczęły się w tym roku, one trwają długo. Według analityków szczyt widocznych działań dezinformacyjnych ze strony Rosji zaczął się w 2014 roku, czyli od ataku na Krym i Donbas. To jest osiem lat tworzenia i prowadzenia konkretnej kampanii - kampanii wpływu.
Po co Rosji tyle dezinformacji w sieci?
- Z dezinformacją jest taki problem, że my nie od razu wiemy, jakie są jej cele. Na pewno tym podstawowym jest wywołanie w społeczeństwie negatywnych uczuć, nastrojów w stosunku do grupy, państwa czy osób. Wywołanie efektu obrzydzenia. Jest atak wymierzony w Ukrainę, pojawia się temat uchodzćów i łatwo jest doprowadzić do sytuacji, w której nastroje będą antyuchodźcze:
To dobry czas na edukację? Czy jest już za późno?
Zawsze jest czas na edukację, a teraz jest najwyższy, na taką edukację zorganizowaną. Ja jestem zwolenniczką koncepcji wprowadzenia do szkół, od przedszkoli do ostatnich klas, specjalnych bloków dotyczących edukacji medialnej - tu chodzi nie tylko o dezinformację, ale także zagrożenia cyfrowe czy cyberbullying. Trudno, żeby dzieci uczyły się tego od starszych pokoleń, które nigdy nie miały z tym do czynienia, bo to są nowe wyzwania.
Kolejne wyzwanie to sytuacja zwykłych Rosjan, którzy nie popierają działań Władimira Putina.
Trzeba powtarzać, że to nie jest wojna Rosjan z Ukraińcami, tylko to jest wojna Rosji rządzonej przez Władimira Putina z Ukrainą. To nie jest tak, że całe społeczeństwo rosyjskie "prze" do tej wojny.
Czego możemy spodziewać w najbliższych dniach, tygodniach, miesiącach?
Wybuchów większych i mniejszych emocji i panik. Większej dezinformacji i w innej formie, bo te kanały i mechanizmy, które są najbardziej wykorzystywane w Polsce, są coraz bardziej rozpoznawalne. Mogą się pojawić mechanizmy znane z podręczników propagandy KGB, chociażby "pranie dezinformacji". To jest takie działanie, gdzie treści dezinformacyjne są umieszczane między merytorycznymi. Pojawia się też inna nazwa: 40/60 czyli 40 procent kłamstwa, 60 procent prawdy. Jest też mechanizm nazywany "śmierdzącym śledziem, w którym się obrzydza kogoś lub coś, metodami nie do uwierzenia.
Media informują, że antyszczepionkowcy wzięli za cel Ukrainę.
Ja bym bardzo uważała z takim jasnym wyciąganiem wniosków dotyczących przepływu między antyszczepionkowcami, a narracją rosyjską. To wynika z analiz, ale to wcale nie jest stuprocentowe. Raczej widać tendencję taką, że rosyjska narracja, ale także chińska, która jest coraz bardziej agresywna, wykorzystują tematykę antyszczepionkową, żeby budować sobie zasięgi, a potem na tych zasięgach "pchać" własne treści.
ZOBACZ TAKŻE:
- Rosja zaatakowała Ukrainę [POSŁUCHAJ]
- Tłumy pod pręgierzem. "Jesteście u siebie" skandowali wrocławianie, którzy solidaryzują się z Ukraińcami [POSŁUCHAJ]
- Wojciech Lorenz o ataku Rosji na Ukrainę w "Dzień dobry we Wrocławiu" [POSŁUCHAJ]
- Radni Wrocławia potępili działania Rosji i zaapelowali o skuteczną presję na ten kraj
- Paczka dla Lwowiaka - jutro rusza zbiórka dla mieszkańców naszego partnerskiego miasta