Amonit **** [RECENZJA]
zdj. mat.prasowe
‚Amonit” to z jednej strony kostiumowy dramat miłosny, z drugiej historia kobiecego świata równoległego. Tętniącego życiem i emocjami, ale zawsze na uboczu, pod powierzchnią, między wierszami. Francis Lee opowiada historię z XIX-wiecznej Anglii, z wciąż aktualnymi tematami. To nie tylko melodramat, ale przede wszystkim film o walce kobiet o należną im pozycję.
Paleontolog Mary poświęca życie skamielinom, ze swoich znalezisk utrzymuje siebie i chorą matkę. Na sławę i prestiż nie może liczyć – towarzystwa naukowe to męskie grona.
Przywieziona do niej przez męża Charlotte to dama pogrążona w, jak to się wówczas określało, melancholii. Zrezygnowana i pasywna, ale nawet na wolność wyboru nie może liczyć. Ma się dostosować.
Relacja między nimi postępować będzie bez zaskoczeń dla widza. Wszystko, co bohaterki ukrywają przed światem, widzom zostanie zasygnalizowane w dość oczywistych metaforach.
Francis Lee nie zostawia miejsca na niedopowiedzenia, zmienia nawet aurę i kolor kadrów wraz z rozwojem relacji między Charlotte i Mary. Mimo to sporo w jego filmie przestrzeni na emocje widzów.
Niewiele jest tu dialogów, ale kiedy pojawiają się między scenami wykopalisk, czy wzajemnych spojrzeń, to w sugestywny sposób informują nas o sytuacji bohaterek, o ich przeszłości. Nawet jeśli dotyczą przedmiotów, czy znalezisk.
Kolejne sceny „Amonitu” chłonie się dzięki wzorowo odtworzonym kostiumom, dobrze skomponowanym scenograficznie i operatorsko kadrom oraz surowemu klimatowi, który kontrastuje z emocjami przeżywanymi pod gorsetami bohaterek. Kate Winslet i Saoirse Ronan sprawdzają się w takim repertuarze doskonale. Jeśli ktoś, tak jak ja, mocno ceni obie lub jedną z tych aktorek, dostaje właśnie na dużym ekranie prawdziwy skarb.