Lawina pozwów przeciwko Teatrowi Polskiemu może pogrążyć dyrektora

Piotr Kaszuwara | Utworzono: 14.04.2017, 16:02
A|A|A

Siedmiu na dwunastu zwolnionych pracowników już pozwało teatr do sądu pracy, ponieważ nie zgadzają się z wręczonymi  wypowiedzeniami. Przypomnijmy, że obecny dyrektor Cezary Morawski zwolnił ich między innymi za zaklejanie sobie ust na scenie i publiczne krytykowanie szefa. Część z nich była wtedy w sporze zbiorowym z pracodawcą, mówią Michał Opaliński i Marta Zięba.

- Zaklejanie ust, utrata zaufania do pracodawcy - wylicza Michał Opaliński, wyraźnie traktując zarzuty szefostwa, jak żart. - Poza tym krytykowanie dyrektora. Tych zarzutów jest naprawdę bardzo dużo.

- Ja byłam w zarządzie związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Informowaliśmy o tym dyrektora po tym, gdy dowiedzieliśmy się, że jednym z pierwszych wyznaczonych do zwolnienia ma być Tomek Lulek, czyli szef Inicjatywy. Dyrektor mimo to nie zmienił zdania, Tomek nadal pracuje, ale ja dostałam wypowiedzenie. Myślę, że to będzie jeden z najważniejszych argumentów w sądzie - mówi Marta Zięba.

Większość zwolnionych chce wypłaty utraconego, 3 miesięcznego wynagrodzenia. Piotr Rudzki, którego Cezary Morawski wyrzucił z pracy dyscyplinarnie żąda natomiast 50 tysięcy:

- Ja ponieważ zostałem wyróżniony przez dyrektora specjalnym zwolnieniem dyscyplinarnym, to staram się o odszkodowanie w wysokości mojej rocznej pensji brutto. To będą bardzo duże pieniądze i dodatkowe koszty dla teatru, a w ostateczności dla nas wszystkich. Dlatego sądzę, że trzeba jak najszybciej zakończyć tę farsę z panem Morawskim - mówi były kierownik literacki TPl, Piotr Rudzki.

- W sumie siedem osób stara się o odszkodowania i w sumie może to być kwota około 100 tysięcy złotych. Ania Ilczuk zrobiła przedstawienie pt. "Dzieci z Bulerbyn" za około 3500 złotych. Ileż takich sztuk dla dzieci można byłoby więc zrobić za takie pieniądze? - pyta retorycznie Rudzki.

Dyrektor Cezary Morawski nie chciał wypowiadać się do mikrofonu. Jego asystent Sławomir Olejniczak potwierdził nam tylko w rozmowie telefonicznej wysokość roszczeń Piotr Rudzkiego. Dodał także, że to sąd rozstrzygnie, po czyjej stronie leży racja.

Co dalej z dyrektorem?

Ciągle ważą się losy samego dyrektora. Po świętach zarząd województwa ma podjąć decyzję, czy straci on stanowisko, czy dalej będzie prowadził Teatr Polski. Do tej pory czekano jeszcze na opinię Ministerstwa Kultury. Choć ostatecznie jest ona negatywna, to i tak nie jest wiążąca dla władz regionu, które już w lutym dzięki pozytywnej rekomendacji radnych sejmiku, wszczęły procedurę odwołania Cezarego Morawskiego.

Poniżej zamieszczamy pełną treść argumentacji Urzędu Marszałkowskiego, jaką przedstawiono Ministerstwu Kultury:

Jarosław Perduta, rzecznik marszałka Cezarego Przybylskiego, a także jeden z typowanych na pełniącego obowiązki dyrektora, po ewentualnym zwolnieniu Cezarego Morawskiego, mówi, że zarząd mając już ostateczną, negatywną opinię Ministerstwa Kultury, w przyszłym tygodniu podejmie decyzję, co dalej z Teatrem Polskim i jego dyrektorem:

- Można przypuszczać, że niektóre z tych spraw Teatr Polski przegra - mówi Jarosław Perduta i jednocześnie przyznaje: Wtedy rzeczywiście będziemy za to, de facto, płacić my wszyscy, bo teatr jest finansowany ze środków publicznych: rządowych oraz wojewódzkich, a więc z pieniędzy podatników.

- W sytuacji, jakiej obecnie znajduje się teatr, nie ma już sensu dłuższe oczekiwanie i przedłużanie tego procesu [chodzi o odwołanie Cezarego Morawskiego ze stanowiska - red.] - dodaje Perduta.

Marszałek Cezary Przybylski od początku odradzał dyrektorowi Morawskiemu zwolnienia aktorów. Ruszające właśnie procesy były jednym z argumentów, jaki przedstawiono resortowi kultury, wszczynając w lutym procedurę odwołania szefa Teatru Polskiego.

REKLAMA

To może Cię zainteresować