Dlaczego jesteśmy kreatywni? ***

Jan Pelczar | Utworzono: 15.11.2018, 15:53 | Zmodyfikowano: 15.11.2018, 15:53
A|A|A


Nie każdy pomysł, zrodzony przy zakrapianym ognisku z przyjaciółmi, zasługuje na to, by poświęcić mu dwie dekady życia. Szczególnie, gdy opiera się na retorycznym pytaniu. Próby znalezienia odpowiedzi każą potraktować zadane w tytule pytanie jako błędne lub fałszywe. Istotą kreatywności nie są przecież wyjaśnienia, a niepewność. Psia próba zmiany perspektywy, o której reżyserowi opowiada Jim Jarmusch.


Odwieczne i naukowe teorie są rozmaite, referuje je w filmie George R.R. Martin, a nowe hipotezy stawia John Cleese. Wynika z nich, że motorem napędowym kreatywności jest dzieciństwo spędzone na próbie łączenia rozmaitych sensów – dalekie od otoczenia konformistycznego lub wzrastania z dwójką identycznych rodziców. Dużo dają podróże. Realizacja filmu stała się dla jego twórcy taką podróżą, dzięki której zaczął inaczej postrzegać świat. Nie jestem pewien, czy wiele lat później widzowie na całym świecie potrzebują takiej lekcji, by wyciągnąć własne wnioski o byciu sobą i akceptowaniu inności. 

Najlepiej wysiłki reżysera podsumowuje dosadny żart opowiedziany przez Marinę Abramović, o bogaczu, który odwiedza oblężone Sarajewo. Reżyser Hermann Vaske najwięcej zyskał poprzez samotne poszukiwania, upór by samodzielnie zadać pytania najbardziej twórczym ludziom na planecie. Ta podróż niewątpliwie była dla niego ubogacająca, ale niestety nie została zwieńczona filmem, który wzbogaci kino dokumentalne o nowe, zaskakujące prawdy. Próżno też szukać na przestrzeni dwóch dekad realizacji, zaskakujących rozwiązań formalnych. Właściwie najgorzej jest wtedy, gdy autor próbuje dodać coś od siebie, rzucić literackim cytatem, a przy budowie narracyjnego mostu narysować ilustracje do słów przepytywanych postaci. Wbrew zapowiedziom nie jest to też portret kilku pokoleń wpływowych ludzi ani jeden z oryginalniejszych filmów. Wręcz przeciwnie. 

Większość ujęć to rozmowy w pośpiechu, wywiady udzielone przy rozmaitych okolicznościach, wyjątkami są kilkukrotne spotkania z Davidem Bowiem, w tym jedno upozowane w malarski, nieoczywisty sposób. Próba odnalezienia porządku, który za konieczny dla procesu twórczego uważa Slavoj Żiżek, ginie w chaotycznych i przypadkowych poszukiwaniach, tożsamych ze stylem pracy wyznawanym przez Philippe’a Starcka, określającego siebie jako rolnika uprawiającego magmę. Spodziewane fiasko poszukiwań znajduje puentę w przypowieściach Michaela Haneke – o stonodze i spotkaniu Mahlera z Freudem. Jak w każdym dziele, opartym na spotkaniu z niezliczoną gromadą artystów i osobistości, każdy widz znajdzie swoje ulubione reakcje i odpowiedzi. Dla mnie najlepszym podsumowaniem było to, co zrobił Ai Weiwei. Przekreślenie zadanego w tytule pytania. 

REKLAMA

To może Cię zainteresować